poniedziałek, 29 lutego 2016

Czy lakiery ArtLak mają potencjał?

Od kiedy w mojej galerii zauważyłam sklep z produktami kosmetycznymi odwiedzam go co tydzień, lubię szukać nowości.
Znalazłam tam też stoisko z hybrydami i mam wgląd do niemal każdej firmy,mogę zobaczyć jak dany kolor wygląda na żywo,a nie kupować go w ślepo.

Jak już wiecie,kiedyś testowałam lakiery od ArtLaka i spisały się średnio. Jednak od nowego roku dałam im szansę i jestem pod wrażeniem.
Nie mówię tu o zwykłych hybrydach,lecz tych brokatowych.
Od dawna szukałam czysto brokatowych lakierów,ale nie mogłam ich znaleźć. Nie chciałam wydawać na nie fortuny,więc zaryzykowałam.
Na samym początku postawiłam na piękne złoto,które najczęściej gości na moich paznokciach.

Lakier ma klasyczną buteleczkę,zdecydowanym minusem jest brak numerka. 
Pędzel przyjemny,szeroki i płaski. Bardzo fajnie nakłada się nim hybrydę,ponieważ jest lekko sztywny.
Brokatowe cudo ma gęstą konsystencję do której trzeba się przyzwyczaić. Dzięki swojej gęstości,jedna warstwa wystarczy aby pokryć całą płytkę.
Artlak nie kurczy się i nie rozlewa po skórkach. Pozostaje na swoim miejscu do samego końca.
Warto również wspomnieć o trwałości,bo o nią tutaj chodzi.
Jak wiemy,zwykła wersja potrafi zejść już po kilku dniach,a tutaj świecidełko trzyma się nawet do miesiąca! 
Latem robiłam eksperyment i hodowałam mega odrost,sprawdzając wytrzymałość. Mogę śmiało stwierdzić,że jest jak beton. Odporny na prace domowe,wodę i uderzenia.
Dla niektórych minusem może być ściąganie,bo ciężko pozbyć się go za pomocą acetonu.
Na pomoc przychodzi Nam pilniczek,który poradzi sobie z brokatem. Wystarczy lekko zetrzeć warstwę,a następnie reszta odpadnie sama.

Jestem pod wrażeniem tych świecidełek,bo za 9zł mam świetny lakier,który wzbudza zachwyt.
W swojej kolekcji mam trzy kolory, wspomniany złoty,jasny róż oraz błękit.
Jako zawodowa sroka,uwielbiam gdy manicure się błyszczy. 

Lubicie używać brokatowych lakierów?
Czy ich unikacie?



Pora na pożegnanie.

Jestem ogromnym leniuszkiem! Za projekt denko zbierałam się od stycznia,ale jak wiecie mam problem z aparatem.
Chciałam zrobić projekt zbiorczy,ale dacie wiarę,że w lutym nic nie wykończyłam?
Została mi masa kosmetyków,która wystarczy na jedno lub dwa użycia.

1.Balsam Bania Agafia nr.2
Mój ulubiony regenerujący balsam. Minęło prawie 3miesiace,nim zużyłam go całego. 600ml butla była bardzo wydajna.
Włosy dzięki niemu były wygładzone,miękkie,błyszczące i dociążone.
Pięknie się układały,a końce przestały się wywijać.
Kosztował mnie ok. 10zł i kupiłam go w sklepie internetowym. Aktualnie kończę wersję numer 4,ale do tego wrócę na bank.

2.Żel pod prysznic BeBeauty
Połączenie pomarańczy i bambusa pachnie obłędnie. Gęsta konsystencja genialnie się pieniła i myła ciało. Kosztuje 5zł i można dostać go w Biedronce.
Polubiłam się z nim,bo nie wysuszał skóry,wręcz miałam wrażenie że była niezwykle gładka.

3.Peeling Perfecta
Perfumowany peeling kupiłam jeszcze w sierpniu i używałam sporadycznie. Pomimo ładnego zapachu nie zauważyłam innych plusów. Nazwałabym go bardziej żelem z drobinkami niż ścierakiem. Na szczęście dostałam go w promocji za około 4zł.
Niestety nie wrócę do niego.

4.Żel Intimea
Myje,odświeża,nie podrażnia,nie wysusza. Cena atrakcyjna,bo wynosi tylko 3zł z groszami. 
Kupuję go co jakiś czas,lecz wybieram inne wersje.

5.Mydło cedrowe Banii Agafii
Cudo! Już szykuję się do zakupu nowej wersji. Używanie go jest wręcz przyjemnością. Myje,nie wysusza,jest uniwersalne. Można umyć nim całe ciało,twarz oraz włosy.
Koszt takiego mydełka to tylko 12zł/300ml.
Oczywiście,że kupię.

6.Balsam marokański.
Kolejna rosyjska perełka,którą znów kupię. Produkt jest genialny,nawilża,odżywia i wygładza.
U mnie spisał się w 100%. Kosztuje ok. 10zł i można dostać go w sklepie internetowym.

7.Żel Balea
Poza uroczym zapachem nie zauważyłam innych plusów. Myje,ale przesusza. Co jakiś czas mogę go użyć,ale przy regularnym stosowaniu moja skóra się buntuje.

8.Szampon Head&Showders wersja mentolowa
Dobrze jest mieć go w domu. Używam go co jakiś czas,gdy potrzebuję mocnego oczyszczenia skalpu.
Mentol nieźle chłodzi skórę,uwielbiam korzystać z niego latem gdy jest gorąco.
Zawsze kupuję 400ml butlę,a koszt jej wynosi 15zł

9.Żel pod prysznic Dove
Całkiem fajny przyjemniaczek,którego polubiłam. Ma cudowny zapach i działanie. Skóra jest oczyszczona i przyjemnie gładka.
Niestety nie znam ceny.

10.Peeling Soraya
Najlepszy peeling do twarzy. Nie wiem czy jest dostępny w sprzedaży,bo nie widziałam go w drogerii. Chciałabym go dostać,bo jest dobrym ścierakiem za niską cenę.

11.Szampon i żel Coslys
Uniwersalny kosmetyk,który się spisał. Włosy były oczyszczona,a skóra gładka i nawilżona.
Cena produktu jest dość wysoka,bo wynosi aż 22zł. Jednak uważam,że warto go przetestować,ponieważ wyprodukowany jest wyłącznie z naturalnych składników.

12.Balsam wzmacniający Banii Agafii
Niestety nie wzmacniał,ale za to jak odżywiał! Moje kłaczki były bajeczne. Gładkie,błyszczące i mięciutkie. Następnym minusem jest wydajność. Wystarczył zaledwie na kilka razy.
Kupiony w Internecie za 8-10zł.

Niektóre produkty żegnam,ale inne kupię ponownie.
Testowałyście może któryś produkt?

niedziela, 28 lutego 2016

Czy warto kupić puchate pędzelki?

Od ponad dwóch tygodni męczę pędzelki z sklepu Dresslink i chcę opowiedzieć o pierwszym wrażeniu.
Byłam ich bardzo ciekawa i gdy tylko nadarzyła się okazja,zamówiłam je bez większego zastanowienia. Za całość zapłaciłam lekko ponad 3,50$ czyli około 15zł.
Postanowiłam wybrać zestaw 10 pędzli do makijażu w biało złotym kolorze.
O ile się nie mylę,do wyboru mamy 6 czy 7 wersji kolorystycznych.
Słyszałam o nich wiele,ale nigdy nie poznam prawdziwej opinii,gdy ich sama nie wypróbuję.

Pędzle wyglądają estetycznie,trzonki wykonane są z dobrej jakości materiału,a włosie nie wypada i nie posiada brzydkiego,sztucznego zapachu. 
Skuwka po wielu myciach nie rozkleja się,a złoty kolor nie schodzi.
Puchacze posiadają syntetyczne włosie,które czyści się z przyjemnością.
Schną podobnie jak te z Hakuro czy Makeup Revolution.

Zestaw składa się z pięciu sztuk do twarzy oraz pięciu do makijażu oczu.
Pierwszy lekko zaokrąglony pędzel posiada zbite,twarde włosie,które świetnie spisuje się przy nakładaniu pudru czy bronzera. 
Stożkowy z zakończoną końcówką,radzi sobie z korektorem lub rozświetlaczem. Można nim dotrzeć do każdego miejsca na twarzy. Również jest twardy,przez co nie "pije" dużych ilości korektora.
Następny jest wręcz idealny do nakładania podkładu. Flat top może nie jest taki cudowny jak Hakuro,ale radzi sobie równie dobrze. Dobrze rozciera podkład.
Czwarty używam do aplikacji różu. Dzięki zaokrąglonej,ściętej końcówce można perfekcyjnie nałożyć dany produkt.
Ostatni pędzelek jest dość uniwersalny,można używać go do nakładania pudru,różu czy bronzera. Radzi sobie również z podkładem.

Puchacze do oczu są zaś miniaturkami tych do twarzy. Sprawdzają się do rozcierania i nakładania cieni oraz rozcierania korektora. Dzięki nim nie mam problemu z nakładaniem twardych cieni MUR.
Sztywne i zbite włosie nie drapie delikatnej powieki. 
Jedynie brakuje mi małego pędzla,takiego który będzie pasował do wewnętrznego kącika oka.

Czy je polecam?
Jak na tak tani produkt,nie mam zastrzeżeń. Jakościowo są niczego sobie i można dzięki nim wykonać ładny i pełny makijaż.
Chińskie pędzle sprawdziły mi się zarówno do codziennego jak i wieczornego makijażu.
Myłam je specjalnie co 2-3dzień i nie zauważyłam uszczerbku. 
Jeśli ktoś nie specjalizuje się w profesjonalnym make up'ie, jestem zdania że będziecie z nich zadowolone.

Jakie macie o nich zdanie?


Natychmiastowe nawilżenie.

Wczoraj był dzień relaksu i mini spa. Rano zaczełam cudownym peelingiem,a skończyłam ciekawą maskę firmy Orientana.
Nigdy nie miałam z nią do czynienia i byłam ciekawa jak się spisze na mojej skórze.
Kosmetyki można kupić tutaj lub w drogeriach stacjonarnych. Cena jednaj maski wynosi 16zł,więc całkiem przyzwoicie.
Jeśli jesteście chętne,to tutaj możecie zobaczyć więcej informacji o masce.

O produkcie:
Maska na twarz wykonana z naturalnej jedwabnej tkaniny, nasączona biopeptydami i wyciągami z granatu i zielonej herbaty, które działają ujędrniająco, detoksy kująco, rozświetlająco oraz mocno nawilżająco. Maska jest bardzo wygodna w stosowaniu. Nie wymaga leżenia.
Maska wykonana jest z naturalnego japońskiego jedwabiu dzięki czemu doskonale przylega do twarzy, równomiernie przekazując odpowiednią ilość substancji. Przy produkcji tej tkaniny jedwabnej nie używa się jedwabników. Tkanina jest wykonywana w Japonii z włókien celulozowych pozyskiwanych z łykowej warstwy kory morwy papierniczej. Dzięki biopeptydom, najnowszym preparatom przeciwstarzeniowym daje natychmiastowy efekt.

DZIAŁANIE:
- mocno nawilża
- ujędrnia
- detoksykuje
- rozświetla
- zmiękcza i wygładza skórę

SKŁAD:
Pełny skład: woda, glikol butylenowy, kolagen, Palmitoyl Pentapeptide-3 (peptyd przeciwstarzeniowy), Tripeptide-1 (peptyd przeciwstarzeniowy), ekstrakt z granatu, ekstrakt z zielonej herbaty, Acetyl Hexapeptide-3 (peptyd przeciwzmarszczkowy), Euxyl PE-9010 ( bezpieczny środek konserwujący), allantoina, dipotassium glycyrrhizinate (substancja pozyskiwana z korzenia lukrecji), Euxyl k-220 (bezpieczny środek konserwujący), olejek różany, kwas hialuronowy, kwas edetynowy.

Biopeptydy - dzięki swojej mikrobudowie wnikają głęboko w skórę i pobudzają ją do produkcji włókien odpowiedzialnych za napięcie i gładkość. Stymulują naturalne procesy fizjologiczne w skórze i są aktywne w niewielkich stężeniach Mały rozmiar cząsteczek ułatwia biopeptydom pokonywanie barier skórnych. Biopeptydy wzmacniają płaszcz ochronny skóry i zapobiegają działaniu szkodliwych czynników zewnętrznych.
Ekstrakt z granatu – zawiera kwas punikowy (Omega-5) obecny tylko w owocach granatu, o silnych właściwościach stymulujących naskórek do odnowy. Bogactwo witamin C i E, beta-karotenu oraz polifenoli w owocach granatu powoduje, że granat ma działa przeciwutleniające i skutecznie chroni przed szkodliwymi, wolnymi rodnikami. Chroni również skórę przed utratą wody z naskórka i negatywnymi skutkami promieniowania UV. Odżywia i rewitalizuje naskórek.
Ekstrakt z zielonej herbaty – posiada silne właściwości przeciwutleniające, blokuje enzymy odpowiedzialne za degradację kolagenu w skórze właściwej, łagodzi stany zapalne i podrażnienia, regeneruje, zwiększa elastyczność, pobudza ujędrnienie i ukrwienie skóry.
Alantoina – nawilża, łagodzi, regeneruje.
Olejek różany – odżywiają skórę i utrzymują jej optymalne nawilżenie. Olejek z róży charakteryzuje się dużą zawartością witaminy A, która intensywnie i naturalnie regeneruje skórę. 
Kwas hialuronowy – powstrzymuje proces starzenia
Dipotassium Glycyrrhizinate- wyciąg z korzenia lukrecji, działa antyoksydacyjnie, kojąco i regeneracyjnie.

Maseczka zapakowana jest w płaską srebrną saszetkę z ładną naklejką.
Radzę przyszykować sobie nożyczki do otwarcia opakowania,bo ciężko je otworzyć przy pomocy dłoni.
Z tyłu znajdziemy informacje o składzie,aplikowaniu oraz o tym,że kosmetyk został wyprodukowany aż w Tajwanie.

Jedwabna chusteczka nasączona jest serum,który zawiera wyciąg z zielonej herbaty i granatu.
Zapach przypomina świeże pestki owocu,jednak nie utrzymuje się na twarzy.
Tkanina jest bardzo cienka i idealnie przylega do twarzy. Należy trzymać ją od 25 do 30minut,aby uzyskać upragniony efekt.
Maska jest złożona z dwóch warstw. Wcześniej wspomnianej jedwabnej i foliowej,która ułatwia nałożenie na twarz.
Po ułożeniu na buźce świągamy folię i odpoczywamy.

Zimą moja cera jest pozbawiona blasku oraz jest przesuszona przez ciągle grzanie w domu.
Cera po zabiegu staje się nawilżona,miękka,gładka i rozświetlona. Bije od niej zdrowy blask, wygląda niezwykle zdrowo i świeżo.
Produkt sprawdzi się idealnie gdy będziemy potrzebować szybkiego pogotowia urodowego.
Poradzi sobie z zmęczoną,szarą skórą. Na 100% zauważycie różnicę.
Polecam każdemu!

sobota, 27 lutego 2016

Najlepszy saszetkowy peeling do twarzy.

Leżał biedny,zapomniany w najgłębszej szufladzie. Mowa o peelingu gruboziarnistym od Perfecty.
Od rana działam i postanowiłam zrobić sobie mini sobotnie spa,ponieważ później wybieram się do kina na "Planetę Singli". Każdy zachwala,więc chcę przekonać się czy film jest godny zobaczenia.


Od producenta:

Działanie:

Skutecznie oczyszcza i usuwa martwy naskórek
Wygładza skórę, dodaje energii i witalności
Odświeża cerę i nadaje jej ładny, zdrowy koloryt
Zmniejsza ryzyko pojawienia się podrażnień wywołanych bakteriami

Składniki aktywne – moc minerałów
Minerały Morskie magnez, wapń, sód i potas chronią naskórek przed nadmierną reaktywnością na czynniki zewnętrzne. Koją uczucie podrażnienia, swędzenia i dyskomfortu.
Drobinki Orzecha peelingują i głęboko oczyszczają usuwając zrogowaciałą warstwę naskórka.
Lapis Lazuli wzmacnia naskórek poprawiając jego kondycję i chroniąc przed negatywnym działaniem czynników zewnętrznych. Nawilża i przywraca skórze naturalny blask.


SKŁADNIKI
Aqua, Prunus Armeniaca Seed Powder, Juglans Regia Shell Powder, Prunus Amygdalus Dulcis Shell Powder, Glycerin, Glyceryl Stearate, Steareth-25, Ceteth-20, Stearyl Alkohol, Paraffinum Liquidum, Isopropyl Myristate, Dimethicone, Ammonium Arcyloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Soya Lecithin, Panthenol, Trilaureth-4-Phosphate, Sorbitol, Propylene Glycol, Citric Acid, Tocopheryl Acetate, Retinyl Palmitate, Ethyl Linoleate, Ethyl Linolenate, Ethyl Oleate, Silk Amino Acids, Pyridoxine, Biotine, Magnesium Ascorbate/PCA, Mel, Sea Salt, Allantoin, Triclosan, Disodium EDTA, Ethylparaben, Methylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Parfum, CI 42090.

Ścierak znajduje się w ładnej limonkowej saszetce,która zabiera dwa osobne opakowania.
Saszetkę można otworzyć z łatwością,nie potrzeba do tego nożyczek.
W środku znajdziemy lekko zielonkawą,średnio gęstą konsystencję. 
Można zauważyć wyraźne drobinki z łupiny orzecha,które są głównym ścierakiem.
Byłam miło zaskoczona,że takie lekkie mazidło potrafi tak cudownie oczyścić buzię.
Pomimo tego,że nie zawiera dużo ścierających drobinek,jest w stanie usunąć każde zanieczyszczenie i suchą skórkę.
Posiada przyjemny,delikatny zapach,który przypomina mi serię Planet Spa Dead Sea Minerals.
Takie podwójnie opakowanie kosztuje tylko 1,99zł i można kupić je w każdej drogerii.

Cera po zakończeniu jest minimalnie zaczerwieniona,gładka,oczyszczona i napięta.
Skóra przestała się błyszczeć,jednak nie była przesuszona.
Nie ukrywam,że stał się moim ulubieńcem,bo efekty są widoczne gołym okiem.

Znacie go? :)

Jak sprawdza sie pędzel z Makeup Revolution?

W zeszłym roku postanowiłam zakupić pędzelek do rozcierania. Potrzebowałam czegoś większego i mój wybór padł na markę Makeup Revolution.
Po dłuższym namyśle postanowiłam zamówić ten o numerku e103.
Kupiłam go całkowicie w ciemno,ponieważ dopiero co weszły do oferty i nie było recenzji.

Od producenta:
Blending Brush to zaokrąglony pędzelek do rozciarania granicy pomiędzy sąsiadującymi kolorami.
Syntetyczne włosie jest miękkie i przyjemne w dotyku.
Każdy pędzel zapakowany jest w wygodne etui.
Długość włosia: 1,5cm
Długość całkowita pędzla: 17,5cm

Był zapakowany w przeźroczyste etui,które chroniło go przed uszkodzeniami.
Pędzelek wygląda elegancko,szczególnie podoba mi się lakierowany,czarny trzonek i złoty napis.
Skuwka nie rozpada się,a myję go wyjątkowo często. Nie ucierpiały również włoski,ponieważ nie wypadł ani jeden.
Włosie jest niezwykle mocno zbite, sztywne i lekko kłuje podczas malowania.
Drapanie nie jest jednak jakąś przeszkodą i można wytrzymać te kilka minut.
Dzięki twardemu włosiu,nie mam problemu z nabieraniem cieni Makeup Revolution.
Kto je ma,wie jak niektóre kolory ciężko nabrać na pędzel. 
Kosztuje tylko 9,90zł i można kupić go w każdym sklepie internetowym.
Widziałam je również dostępne stacjonarnie np. w Sekretach Urody.

Czy go lubię? Z jednej strony tak,ale nie lubię gdy drapie moją powiekę.
Sprawdza się naprawdę dobrze,bo nabiera odpowiednią ilość malowidła.
Z łatwością rozciera produkty na załamaniu powieki.


piątek, 26 lutego 2016

Jak idealnie wykonturować twarz?

Dopiero od dwóch lat konturuję twarz. Zaczęłam od delikatnego różu i rozświetlacza.
Jednak zawsze miałam problem z bronzerem. Nie chciałam wyglądać groteskowo,bo zawsze wydawało mi się że nie nakładam go równo.
Na pomoc przyszedł mi specjalny pędzel dostępny tutaj.
Mowa o Flat Contour Brush Repair Brushes Tools.
Kosztuje 1,49$ i można kupić go w niemal każdym chińskim sklepie internetowym. Swój wybrałam u Dresslink.

Pędzel posiada miękkie,lecz dobrze zbite włoskie o lekko rudawym kolorze. Nie musimy martwić się czy domyjemy go po używaniu. Zawsze nie mogłam doczyścić ich po konturowaniu i nie podobał mi się pomarańczowo brązowy odcień na białych końcówkach.
Mój przyjemniaczek brał kąpiel już 3 razy i nie zauważyłam,aby działo się z nim coś złego. Wygląda tak samo jak na początku. 
Jak można zauważyć skuwka nie jest całkowicie prosta. Jest zakrzywiona,dzięki czemu włosie układa się pod kątem,sprawiając że konturowanie staje się bajką.
Muszę przyznać,że sprawdza się genialnie. Radzi sobie z bronzerem,który nie chciał nabierać się na inne pędzelki. 
Namalowana linia jest cienka i można ją łatwo rozetrzeć przy pomocy Flat Contour Brush.

Teraz konturowanie jest przyjemnością i nie muszę martwić się o ilość nakładanego produktu. 
Jest dobrze wykonany i pomocny.
Pomoże każdej osobie,która ma ochotę na perfekcyjne konturowanie :)
Nie zawiedziecie się.

Jak szybko usunąć makijaż?

Uwielbiam się malować,ale nie cierpię demakijażu. Zwyczajnie wieczorem padam na twarz i nie chce mi się iść po waciki i płyn.
Czasem używałam specjalne chusteczki i były świetnym wyjściem jeśli chodzi o zmycie makijażu.
Spacerując po Kauflandzie zauważyłam półkę z chusteczkami przeznaczonymi właśnie do oczyszczania twarzy.
Postanowiłam je wypróbować i kupiłam dwie wersje. Jedną różową i niebieską,aby przekonać się,które lepiej zmywają.
Właśnie o tej drugiej dziś Wam opowiem. Mamy tutaj wersję do skóry normalnej i mieszanej.
Różowa zaś odpowiada cerze suchej i wrażliwej.
Jak na chusteczki za 1,95zł,muszę stwierdzić że mają przyjemne i dobre jakościowo opakowanie.
Naklejka pozostaje na miejscu do samego końca i nie odkleja się. Nawet w podróży nie musimy martwić się o wyschniętą zawartość.
Chusteczki są całkiem duże,bo po rozłożeniu mają kształty kwadrata ok. 20x20cm.
Wykonane są z przyjemnego,miękkiego materiału,który posiada drobne wypustki.
W żadnym razie nie podrażniają wrażliwej cery i nie pozostawiają czerwonych śladów.
Produkt jest dobrze nasączony i zmycie całego makijażu jest pestką.
Schodzi niemal od razu,a skóra pozostaje przyjemnie świeża i gładka.
Posiadają przyjemny,lekko ogórkowy aromat który pozostaje na twarzy przez dłuższą chwilę.
Chusteczki nie spowodowały uczulenia ani nie przyczyniły się do pieczenia oczu.
Są przebadane dermatologicznie i okulistycznie,więc mogą używać je osoby które noszą soczewki.

Można je dostać w Kauflandzie. Regularna cena wynosi ponad 2zl,ale często są na przecenie.
Polubiłam je,ponieważ tusz czy eyeliner nie są dla niego problemem.
Idealnie zmywa makijaż i to się liczy. 
Na bank kupię następne opakowanie i schowam do torebki. 

Znacie je?

czwartek, 25 lutego 2016

Owocowa kąpiel.

Nadszedł dzień na ostatnią recenzję zestawu Tutti Frutti. Na samym końcu przedstawiam olejek do kąpieli.
Nie miałam z nim wcześniej styczności i bardzo tego żałuję. 

Od producenta:
Olejek do kąpieli i pod prysznic o fascynującym aromacie gruszki z orzeźwiającą nutą żurawiny
ENERGETYZUJĄCY zastrzyk optymizmu i szczęścia!
Już w czasach Antyku Rzymianie cenili gruszkę, zwaną przez nich „gwiazdą ogrodów”, za jej walory zdrowotne i smakowe. Zmysłową słodycz gruszki idealnie orzeźwia cierpka żurawina, którą Indianie Delaware zwali „ibimi” czyli kwaśną jagodą. Ta ciepła kompozycja napełnia optymizmem i dodaje energii.
Wyjątkowo lekka, puszysta piana z opalizującymi drobinkami zmysłowo otula i oczyszcza ciało. Dzięki zawartości ekstraktów z żurawiny i gruszki oraz kompleksu nawilżającego nadaje skórze aksamitną miękkość, nawilża i odświeża. Wibrujący zapach poprawia samopoczucie i wyzwala pozytywną energię.

 Składniki INCI: Aqua (Water), Sodium Laureth Sulfate, Acrylates Copolymer, Cocamidopropyl Betaine, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Glycerin, Sodium Chloride, Parfum (Fragrance), Propylene Glycol, Pyrus Communis (Pear) Fruit Extract, Vaccinium Macrocarpon (Cranberry) Fruit Extract, PEG-150 Pentaerythrityl Tetrastearate, PEG-6 Caprylic/Capric Glycerides, Disodium EDTA, Sodium Hydroxide, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, CI 77019 (Mica), CI 77891 (Titanium Dioxide), CI 19140, CI 42090.

Jak już przystało na firmę Farmona, buteleczka ma śliczny,kolorowy i uroczy wygląd.
Opakowanie wykonane jest z dobrej jakości,miękkiego,przeźroczystego plastiku.
Niesamowicie przyciąga wzrok,szczególnie w parze z zielonym płynem.

Produkt posiada przyjemną,lekką konsystencję. Olejek niesamowicie się mieni,ponieważ zawiera błyszczący pyłek. Nie zauważyłam,aby skóra po umyciu nabrała tego blasku,lecz mi to zupełnie nie przeszkadza.
Gęsty płyn nie przypomina olejku,ponieważ nie pozostawia tłustej warstwy na ciele. Zupełnie nie wiem więc,skąd ta nazwa.
Muszę również podkreślić,że kto raz powącha żel,zakocha się w nim. 
Niezwykle realistyczny zapach świeżej,soczystej gruszki miesza się z rześką wonią żurawiny.
Jednak zielony owoc gra pierwsze skrzypce.
Pozostaje on na skórze przez dłuższy czas,a następnie się ulatnia.

Nie mam do niego zastrzeżeń. Doskonale myje,świetnie się pieni i nie wysusza skóry.
Pozostawia ją gładką i pachnącą.
Można go kupić w każdej drogerii za około 10-15zł/500ml.

Na bank znów po niego sięgnę,ponieważ sprawie,że kąpiel staje się tysiąc razy przyjemniejsza.
Nie skłamię,gdy powiem że aromat uwiódł mnie i zakochałam się w nim <3

Bardzo przyjemny produkt,który sprawdza się i pięknie zdobi półkę.
Mam nadzieję,że sprawdzicie go na własnej skórze :)



środa, 24 lutego 2016

Podaruj sobie troszeczkę sztucznego słońca. Recenzja balsamu brązującego.

Balsam kupiłam jeszcze w wakacje,aby wydobyć opaleniznę z mojego ciała.
Zawsze latem kupuję takie mazidełko,bo nie lubię smażyć się godzinami na słońcu.
Słońce zresztą nie lubi mnie z wzajemnością,ponieważ opalam sie w zaskakująco wolnym tempie.

O produkcie:

Balsam o delikatnej, aksamitnej konsystencji polecany do pielęgnacji każdego rodzaju skóry. Nawilża ciało oraz nadaje efekt pięknej i długotrwałej opalenizny. Zawiera ekstrakt z orzecha włoskiego i masło kakaowe, które sprawiają, że skóra nabiera naturalnego, złocisto-brązowego koloru. Balsam doskonale się wchłania, ma przyjemny zapach. Regularne stosowanie preparatu pozwala cieszyć się wakacyjną opalenizną przez cały rok. 
Efekty stosowania: 
- atrakcyjna, letnia opalenizna przez cały rok,
- odpowiednio nawilżona i gładka skóra, 
- widoczna poprawa kondycji i wyglądu skóry.
Produkt testowany dermatologicznie. Nie zawiera parabenów. 

Skład: Aqua, Paraffinum Liquidum, Glycerin, Stearyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Isopropyl Myristate, Dihydroxyacetone, Glyceryl Stearate, Helianthus Annuus Seed Oil, Juglans Regia Shell Extract, Dimethicone, Cera Alba, Butyrospermum Parkii Butter Extract, Polyacrylamide, C13-14 Isoparaffin, Laureth-7, Theobroma Cacao seed Butter, Parfum, Coumarin, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Disodium EDTA, Lactic Acid.


Balsam znajduje się w twardej butli o pojemności 250ml. Jest zamykana na klik,który można łatwo otworzyć mając nawet śliskie dłonie.


Produkt ma przyjemną,lekką i średnio gęstą konsystencję. Należy do wydajnych,bo przy regularnym stosowaniu wystarczy na całe wakacje.
Świetnie rozprowadza się po ciele i szybko wnika. Nie pozostawia tłustej warstwy ani uczucia lepkości.
Warto również wspomnieć,że nie brudzi ubrań. 
Efekt pojawia się w miarę szybko,bo wystarczy dzień czy dwa,aby zobaczyć zmianę.
Nie zauważyłam również, aby tworzył nieestetyczne smugi.
Po użyciu możemy zaobserwować,że skóra jest przyjemnie miękka,gładka i nawilżona.
Efekt opalenizny utrzymuje się nawet podczas długich kąpieli w wannie czy basenie.
Znika dopiero po dokładnym i mocnym peelingu,który i tak trzeba wykonać dwa-trzy razy.

Niekoniecznie podoba mi się zapach. Na myśl przychodzi mi połączenie wafelków kakaowych i orzechów włoskich. Nie powoduje bólu głowy,ale nie jest to również ulubiony aromat.
Pozostaje na ciele przez jakiś czas,a następnie się ulatnia.

Balsam kosztuje około 10zł,ale często można spotkać go na promocji.
Dostępny jest w każdej drogerii,więc dostaniemy go z łatwością.

Czy polecam? Ogólnie produkt spisał się na 5+.
Konsystencja i działanie jak najbardziej przypadły mi do gustu,zaś zapach jest dla mnie zbyt intensywny.
Dzięki niemu można osiągnąć ładną,naturalną opaleniznę. 

Używacie balsamów brązujących? :)

wtorek, 23 lutego 2016

Bajeczny zapach masła do ciała.

Wczoraj dodałam recenzję peelingu,a dziś masła do ciała o zapachu gruszki i żurawiny.
Mogę śmiało powiedzieć,że Farmona zna się na rzeczy,a w swojej ofercie mają najpiękniej pachnące kosmetyki.
Masełka Tutti Frutti znałam już wcześniej i polubiłam się z nimi. Byłam ciekawa czy i gruszkowa wersja przypadnie mi do gustu.

Masło do ciała o fascynującym aromacie gruszki z orzeźwiającą nutą żurawiny.
Już w czasach Antyku Rzymianie cenili gruszkę, zwaną przez nich „gwiazdą ogrodów”, za jej walory zdrowotne i smakowe. Zmysłową słodycz gruszki idealnie orzeźwia tło utkane z cierpkiej żurawiny, którą Indianie Delaware zwali „ibimi” czyli kwaśną jagodą. Ta ciepła kompozycja napełnia optymizmem i dodaje energii.
Bogata formuła z masłem Karite głęboko nawilża, odżywia i ujędrnia skórę, ekstrakt z gruszki i żurawiny chroni przed działaniem wolnych rodników, hamując procesy starzenia. Skóra otulona zmysłowym zapachem staje się zachwycająco miękka, delikatna i jedwabiście gładka.

Składniki INCI:
Aqua (Water), Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Ethylhexyl Stearate, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Glycerin, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Glyceryl Stearate, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyltaurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Cera Alba (Beeswax), Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane, Dimethicone, Propylene Glycol, Pyrus Communis (Pear) Fruit Extract, Vaccinium Macrocarpon (Cranberry) Fruit Extract, Xanthan Gum, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, BHA, Parfum (Fragrance), CI 19140, CI 42090.

Szata graficzna jest wręcz prześliczna. Opakowania przyciągają uwagę i zostały troszkę zmodyfikowane. Wcześniejsze wersje były wykonane z nieprzeźroczystego plastiku.
Aktualna wersja przypadła mi do gustu o wiele bardziej,ponieważ teraz możemy zobaczyć ile produktu nas pozostało,nawet bez otwierania pudełka.
Tworzywo jest naprawdę wytrzymałe,ponieważ nie popękało przy wielu upadkach na płytki.
Plusem jest również sreberko,które chroni masło od wścibskich nosów i palców. 
Nie lubię smarowideł bez zabezpieczenia,ponieważ nie mam pewności co działo się z nimi wcześniej.

150ml słoiczek zawiera gęste,lecz delikatne,lekko żółtawe cudo. Cudo? 
Dokładnie tak! Produkt pomimo swojej gęstości,nabiera się z łatwością i wchłania się w zaskakująco szybkim tempie. 
Nie pozostawia tłustej i lepkiej warstwy. Ciało pozostaje gładkie i nawilżone. 
Jest naprawdę odżywione i miłe w dotyku. Nie spotkałam się jeszcze z tak przyjemnym mazidłem.
Dzięki przyjemnej konsystencji,kosmetyk jest wydajny i wystarczy na dłuższy czas.
Moje opakowanie służy mi już miesiąc i zostało mi go ponad połowę.

Nie mogę oczywiście pominąć informacji o bajecznym zapachu. Aromat jest niezwykle naturalny i trwały. Skóra pachnie gruszką przez wiele godzin. Zapach nie jest męczący i mogę używać masełka na okrągło.

Kosmetyki można kupić w każdej drogerii,a cena jest stosunkowo niska. Za duże opakowanie masła zapłacimy około 12-15zł.
Nie spotkałam się wcześniej z mniejszą pojemnością i podejrzewam,że mój produkt jest wersją limitowaną. 

W planach mam zakupić duży słój,ale tym razem chętnie wypróbuję nowy zapach.

Lubicie masełka Tutti Frutti?
Co o nich sądzicie? :)

Czy przerzucę się na naturalne kosmetyki? Zapowiedź testów.

Mój listonosz chyba mnie nie lubi,ale ja za to uwielbiam poranki z nowymi przesyłkami.
Wczoraj dostałam bardzo przyjemną paczuszkę od firmy Orientana.
Oczekiwałam jedynie na maskę z naturalnego jedwabiu,a tutaj dostałam kilka próbek i ulotki.,które pomogą mi w wyborze nowych kosmetyków.
Próbki są bardzo miłym gestem,ponieważ mogę wypróbować produkt przed zakupem.
Dzięki uprzejmości firmy mogę sprawdzić działanie kremu do twarzy na dzień i noc, peelingu,serum i maseczki z glinki.

Co mówi firma o swoich produktach?
Kosmetyki ORIENTANA - to kosmetyki naturalne bez parabenów, pochodnych ropy naftowej (parafiny, oleju mineralnego, wazeliny), silikonów, PEGów, szkodliwych barwników i sztucznych zapachów. Nasza wizytówka to restrykcyjnie sprawdzany skład.

Nasze kosmetyki oraz surowce, z których są tworzone nie są testowane na zwierzętach. Nie zawierają surowców zwierzęcych, wyjątek stanowi wosk pszczeli, kozie mleko i śluz ślimaka - pozyskiwane bez szkody dla zwierząt. 

Co wyróżnia kosmetyki ORIENTANA? Stosujemy tylko naturalne, nieprzetworzone ekstrakty roślinne: tłoczone na zimno oleje roślinne, masła roślinne, świeże ekstrakty roślinne. Tak przygotowane kosmetyki, nie tracą swoich cennych wartości. Dzięki temu nasze produkty przywracają naturalne funkcje skóry, pobudzają jej metabolizm i odbudowę. Nie podrażniają i nie uczulają.Część z naszych kosmetyków przygotowywana jest ręcznie, w oparciu o sprawdzone receptury i wiedzę tradycyjnej medycyny azjatyckiej.

Staramy się, aby opakowania naszych kosmetyków były jak najprostsze - biodegradowalne lub podlegające recyclingowi, przez to przyjazne dla środowiska. Staramy się unikać podwójnych opakowań.

Nasza oferta skierowana jest nie tylko do osób chcących dbać o swój wygląd i zdrowie, lecz także do wszystkich, którym bliski jest model życia w zgodzie z naturą.

Do wyboru mamy kosmetyki pielęgnacyjne do włosów,twarzy i ciała.
Ceny nie są wysokie,wręcz niskie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt,że kosmetyki wykonane są z azjatyckich roślin.
Teraz nasuwa się pytanie gdzie można je dostać? Produkty można kupić w internecie oraz drogeriach stacjonarnych. Na stronie Orientany widnieje mapka z miejscami,gdzie dostępne są ich kosmetyki.
 Dziś wieczorem robię mini spa i chętnie opiszę Wam działanie maski :)

Znacie firmę Orientana?


 

poniedziałek, 22 lutego 2016

Kilka świetnych książek do 30zł

Na moim blogu pojawił się post o książkach,które można kupić za 10zł. Cieszył się on wielką popularnością,aż sama byłam zdziwiona jak wiele osób go przeczytało.
Tym razem podaję kilka droższych tytułów,które warto przeczytać.
Dziś poszerzymy ramy i w moim zestawieniu przedstawię tytuły do 30zł.

1.Bliźnięta z lodu. Treymane S. K.
Rok po tym, jak w wypadku ginie jedna z bliźniaczek jednojajowych, Lydia, Angus i Sarah Moorcroft przeprowadzają się na maleńką szkocką wysepkę, którą Angus odziedziczył po babci. Liczą na to, że będą mogli tam podnieść się z traumy. Jednak gdy ich żyjąca córka, Kirstie, twierdzi, że pomylili jej tożsamość ? i że w rzeczywistości jest Lydią ? koszmar powraca. Zbliża się zima i Angus jest zmuszony opuścić wyspę, by podjąć pracę. Sarah czuje się odizolowana, a Kirstie (a może to Lydia) staje się coraz bardziej niespokojna. Gdy potężny sztorm odcina od świata Sarę i jej córeczkę, zmuszone są stawić czoła temu, co naprawdę wydarzyło się tamtego feralnego dnia.
Powieść czytałam z zapartym tchem. Jak można pomylić dzieci? Czy to jest możliwe?
Książka opowiada o rodzinnej tragedii i jej skutkach. 

2.Mroczna kolekcja. Ted Dekker
Aby odbył się kolejny ślub, trzeba zabić następną pannę młodą.
Agent specjalny Brad Raines musi poradzić sobie z najtrudniejszą sprawą w swojej karierze. W Dover grasuje seryjny morderca, który zaplanował makabryczny orszak weselny i wybrał już swoje ofiary. Czy korzystając z pomocy swojej przyjaciółki, psycholog sądowej Nikki Holden, i Paradise, pacjentki ośrodka dla chorych psychicznie, Raines znajdzie go, zanim będzie za późno? Wciąż jest krok za mordercą, który ma nad nim wielką przewagę - wierzy, że działa z polecenia samego Boga. Kiedy jednak kolejną ofiarą psychopaty staje się ktoś bliski Rainesowi, ten zrobi wszystko, by dopaść mordercę.

Uwielbiam czytać książki kryminalne. Autor bardzo dokładnie przedstawia Nam każdą z postaci.
Czytając książkę,możemy przekonać się co myśli zabójca i agent. 
Ted Dekker przez całą powieść trzyma Nas w niepewności. Nie jesteśmy pewni jak zakończy się szaleńczy pościg za mordercą.

3.Gwiazd naszych wina
Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat.
Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany. Tak zaczyna się dla niej podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
Wnikliwa, odważna, pełna humoru i ostra Gwiazd naszych wina to najambitniejsza i najbardziej wzruszająca powieść Johna Greena. Autor w błyskotliwy sposób zgłębia w niej tragiczną kwestię życia i miłości.

Tutaj polecę z totalnym klasykiem,który pobił świat. Książka jest niesamowicie popularna oraz łapie za serce. Jak widać nie zawsze jest nam dane to co chcemy.
Życie bywa niesamowicie zmienne.

4.Love,Rosie
Rosie i Alex od dzieciństwa są nierozłączni. Życie zadaje im jednak okrutny cios: rodzice Alexa przenoszą się z Irlandii do Ameryki i chłopiec oczywiście jedzie tam razem z nimi. Czy magiczny związek dwojga młodych ludzi przetrwa lata i tysiące kilometrów rozłąki? Czy wielka przyjaźń przerodziłaby się w coś silniejszego, gdyby okoliczności ułożyły się inaczej? Jeżeli los da im jeszcze jedną szansę, czy Rosie i Alex znajdą w sobie dość odwagi, żeby spróbować się o tym przekonać?

Czy warto czekać na prawdziwą miłość? Czy każdy z nas ma swoją „drugą połówkę”? Może dowiemy się tego po lekturze tej ciepłej i wzruszającej powieści.

Następna z tych książek od których nie można było mnie odciągnąć. Autorka ma swoje wzloty i upadki,lecz ta powieść wyszła jej perfekcyjnie. Kolejna zawiła historia miłosna. Czy będzie mieć szczęśliwe zakończenie?

5.Seria After. Anna Todd
Życie Tessy można podzielić na to, co zdarzyło się przed poznaniem 
Hardina i na to, co zdarzyło się później. Kiedy Tessa zaczyna studia, 
jej życie wydaje się idealnie poukładane: chce spełnić marzenia o pracy 
w wydawnictwie i jak najszybciej połączyć się z ukochanym Noah, który 
czeka na nią w rodzinnym mieście. Ale spotkanie Hardina, który wydaje 
się jej całkowitym przeciwieństwem, wywróci jej życie do góry nogami. 
Hardin jest arogancki, zbuntowany i w niczym nie przypomina troskliwego 
Noah. Ale to on budzi w Tessie uczucia, jakich dotąd nie zaznała.
Czy związek Tessy i Hardina ma szansę przejść wszystkie próby, które 
stawia przed nim los? Czy da się z nich wyjść zwycięsko?

Tą serię przeczytałam w zaskakująco,ekspresowym tempie. Całe cztery części (ponad 2000stron) przeczytałam w niecały tydzień. Wiele osób krytykuje tą serię,ale Ci którzy zaczęli ją czytać,nie mogą przestać.
To zadziwiające jak szybko utożsamiamy się z bohaterami i przeżywamy ich losy.

6.Nigdy i na zawsze.
Żyję od ponad tysiąca lat. Umierałem niezliczoną ilość razy. Zapomniałem, ile dokładnie. Zakochałem się i moja miłość trwa nadal. Ciągle szukam swojej ukochanej. Ciągle ją pamiętam. Noszę w sobie nadzieję, że pewnego dnia ona też mnie sobie przypomni.
Magiczna opowieść o szansach, jakie otrzymujemy od losu, i o tym, że nie można odkładać życia na później. Historia miłości przekraczającej granice czasu. Książka, która przywraca wiarę w przeznaczenie, w to, że na każdego z nas gdzieś ktoś czeka.

Tą książkę kocham i nienawidzę. Bardzo długo czekała na swoją kolej,ale pokochałam ją od pierwszych stron.
Niestety nie mogę zdradzić za co ją znienawidziłam,dowiecie się pod koniec gdy ją przeczytacie.
Mogę zdradzić,że czyta się ją z zapartym tchem.

7.Kaszmirowy szal
Żyję od ponad tysiąca lat. Umierałem niezliczoną ilość razy. Zapomniałem, ile dokładnie. Zakochałem się i moja miłość trwa nadal. Ciągle szukam swojej ukochanej. Ciągle ją pamiętam. Noszę w sobie nadzieję, że pewnego dnia ona też mnie sobie przypomni.
Magiczna opowieść o szansach, jakie otrzymujemy od losu, i o tym, że nie można odkładać życia na później. Historia miłości przekraczającej granice czasu. Książka, która przywraca wiarę w przeznaczenie, w to, że na każdego z nas gdzieś ktoś czeka.

Lekka powieść o miłości i losach pięknego kaszmirowego szala. Czytamy tu o losach babci oraz wnuczki. Czy historia się powtórzy

Mam nadzieję,że zachęciłam Was do sięgnięcia po książki :)

Najlepszy drogeryjny peeling do ciała.

Jakoś po świętach wpadłam do Pepco w poszukiwaniu prezentu urodzinowego. Moją uwagę przykuł zestaw Tutti Frutti.
W pudełeczku znajdował się peeling,masło i żel do kąpieli. Bez zastanowienia wzięłam dwa pudełka,jeden na prezent,a jeden dla mnie.
Cena była niezwykle korzystna,bo tylko 9,99zł.
Nie mogłam się oprzeć,ponieważ sam peelig kosztuje ponad 4zł.

O produkcie:
"Energetyzujący zastrzyk optymizmu i szczęścia! Już w czasach antyku Rzymianie cenili gruszkę, zwaną przez nich "gwiazdą ogrodów" , za jej walory zdrowotne i smakowe. Zmysłową słodycz orzeźwia cierpka żurawina, zwana przez Indian Delaware "Ibimi" czyli kwaśną jagodą. Ta kompozycja napełnia optymizmem i dodaje energii. Gruboziarnisty peeling usuwa zanieczyszczenia i martwe komórki naskórka, poprawia mikrokrążenie i pobudza skórę do odnowy. Ciało staje się wygładzone i aksamitnie miękkie w dotyku. "

Peeling znajduje się w prześlicznym opakowaniu,które wykonane jest z miękkiego plastiku. 
Bez problemu możemy wycisnąć produkt,nawet mokrymi dłońmi. 
100ml buteleczkę można zabrać w podróż,zmieści się do każdej kosmetyczki.

Oniemiałam gdy użyłam go pierwszy raz. Wokół mnie rozniósł się boski aromat gruszki z domieszką żurawiny.
Zielony peeling nie zawiódł mnie również z działaniem. Lekko lejąca się konsystencja nie przeszkadza w świetnym oczyszczeniu skóry z starego naskórka.
Niepozorne drobinki są bardzo mocne i można wykonać nimi porządny masaż.
Plusem jest również fakt,że nie pozostawia tłustej warstwy,której wręcz nie cierpię.
Skóra po wysuszeniu jest oczyszczona,gładka i miękka.
Pomimo małej pojemności,kosmetyk jest wydajny i starczy na dłuższy czas.

Peeling można kupić również stacjonarnie. W każdej drogerii kosztuje od 3,99-5zł. 
O ile się nie mylę,do wyboru jest trzy wersje zapachowe,lecz ta najbardziej przypadła mi do gustu.

Produkt ten miałam okazję testować po raz pierwszy. Nie zawiodłam się na nim i właśnie się zastanawiam nad zakupem większej wersji,ponieważ widziałam taką w Biedronce.
Zdecydowanie zauroczył mnie zapach,który o dziwo nie jest chemiczny.
Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak dobrym,drogeryjnym ścierakiem.

Testowałyście ten peeling? :)

niedziela, 21 lutego 2016

Jak pachnie Południowo-Wschodnia Azja?

Podczas ostatniego zamówienia wybrałam tylko kwiatowe aromaty.
Właśnie takich mi brakowało w mojej kolekcji. Pomimo tego,że w mojej galerii znajduje się stanowisko z woskami, nie mają takiego wyboru jak sklep Goodies.
Sklep oferuje wiele zniżek i dlatego uwielbiam tam kupować.
Od wczoraj męczę jedną tartę,ponieważ ma ciekawy zapach.

Południowo-Wschodnia Azja nie pachnie – jedynie – orientalnymi przyprawami czy ciepłym wiatrem. Mapa aromatów Indii czy Chin przypomina kolorowy patchwork, stanowiący połączenie nut słodkich, pikantnych czy korzennych. Na tym tle najmocniej wyróżnia się zapach kwiatów magnolii champaca. Wiecznie zielone drzewo jest obsypane jasnymi, żółtopomarańczowymi pąkami, które wykorzystuje się do ozdabiania buddyjskich świątyń. Energetyzujący, świeży zapach płatków kojarzy się z orientalnym wiatrem i dalekimi wyprawami. Magiczną moc kwiatów champaca odnaleźć można w wosku Yankee Candle. Kompozycja Champaca Blossom to propozycja z wiosennej oferty – świeża, pogodna i zapowiadająca sezon na dalekie wyprawy.
Lekko różowa tarta należy do bardzo intensywnych wosków. Do tego stopnia,że po dwóch minutach pokój przepełniony jest aromatem magnolii.
Pomimo swojej mocy,jest niezwykle subtelny i delikatny.
Nigdy wcześniej nie miałam okazji powąchać kwiatów,więc zapach mnie intryguje.
Jest niezwykle elegancki. Przypomina mi drogie perfumy,które są warte fortunę.
Tarta po rozpaleniu nie jest mdła oraz nie powoduje bólu głowy.

Lubicie wosk Champaca Blossom? :)

Moje najgłupsze upodobania kosmetyczne

Ten post mogę zacząć słowami "Ale człowiek był głupi". Swoją przygodę z makijażem zaczęłam pod koniec 1gimnazjum gdy w Chińczyku kupiłam tusz i czarną kredkę.
Kiedyś podobały mi się "dziwne" kanony piękna i aż wstyd się do tego przyznawać.
Pewnie każda z Nas zaliczyła kilka wpadek.
Teraz lubię się z nich pośmiać,ale wcześniej nie chciałam się do nich przyznawać.

O mój Ty... Gdy pomyślę o tym tuszu,który osypywał się na potęgę,ale nie ważne!
Ważne,że rzęsy były czarne,grube i posklejane. Niestety tyle mógł zdziałać tusz za 2zł.
Czułam się taka dorosła gdy zaczęłam używać kosmetyków.

Następnie przyszła pora na kreskę,która oczywiście była obowiązkiem na linii wodnej.
Wywodzę się z pokolenia,które musiało mieć oczy ciemne i podkreślone jak panda.
To nic,że kredka się rozmazywała,a ja wyglądałam jak cztery litery wystające z krzaków.

Obowiązkiem były również cienie a'la kula dyskotekowa. 

Brwi też musiałam dopieścić,tak im dogodziłam że miałam dosłownie trzy włosy na krzyż.
Były bardzo cienkie i wręcz niewidoczne. Teraz podoba mi się mój kształt i mam nadzieję,że nie przedobrzę w drugą stronę.

Twarz musiała być również na maxa przypudrowana. Nie cierpiałam rozświetlenia i konturowania.
Masa podkładu i puder matujący był obowiązkiem. Nakładałam go tak dużo,że twarz optycznie była płaska.

Na szczęście już dawno wybiłam sobie z głowy takie ulepszanie.
Niestety dawniej panowała taka "moda" i każda z koleżanek tak wyglądała.
Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.