środa, 27 września 2017

😻😻😻Dlaczego warto zakupić lakiery Silcare? Najpiękniejsze hybrydy Cat Eye.😻😻😻

Recenzja lakierów Silcare już nie raz gościła na moim blogu. Jakiś czas temu zamówiłam kilka produktów, które totalnie podbiły moje serce. W moich zbiorach można znaleźć wiele perełek. Dzisiaj chcę opowiedzieć o niezwykłym efekcie Cat Eye, który wzbudza zachwyt.
Za co kocham lakiery tej firmy? Uważam, że są genialne ze względu na pigmentację i łatwość malowania, a do tego kusi mnie ich niska cena.
O produkcie:
Poszerzamy linię Color It Premium o niezwykle żywe odcienie z efektem kociego oka!
To zupełna nowość: lakiery hybrydowe Cat Eye w kolorach, jakich jeszcze nie było!
Koty – wyniosłe i tajemnicze. Niedostępne, intrygujące… ale też figlarne, wesołe, zabawne i rozbrajające! Przekonaj się, jak rewelacyjnie wygląda na paznokciu intensywnie różowe czy soczystozielone kocie oko. Przyłóż do paznokcia specjalny magnes i zachwycaj pięknie mieniącym się manicure, który przywodzi na myśl źrenice niesfornego kociaka! Zwiększona ilość pigmentu daje efekt doskonałego krycia płytki paznokcia wybranym kolorem. Produkt nakłada się łatwo i szybko. Nie osłabia płytki, w 100% ściąga się z paznokcia acetonem lub płynem do hybryd. Hybryda Color IT Premium doskonale utrzymuje się paznokciach, a jej kolor jest intensywny, wciąż świeży, nie matowieje.
Opakowanie: Małe, czarne buteleczki o pojemności 6 g są bardzo stabilne i nie przewracają się podczas zanurzania pędzelka. Wersja Cat Eye jest oczywiście podpisana na etykiecie, a pod spodem znajduje się naklejka z datą produkcji. Cieszę się, że producent ulepszył opakowania, ponieważ obecnie wyglądają schludniej i estetyczniej.
Dla niektórych małym minusem może być sposób oznakowania odcieni, ponieważ dany odcień możemy odszukać przy pomocy numerków. Mnie to nie przeszkadza, ponieważ zawsze używam wzorników w celu zlokalizowania upragnionej hybrydy.

Pędzelek: Długie i proste włosie jest dość elastyczne, a tym samym łatwo się z nim współpracuje. Trzonek jest stabilny, dobrze leży w dłoni.
Konsystencja: Jest przyjemnie gęsta, bardzo przypadła mi do gustu. Produkt przynajmniej dla mnie jest idealny, ponieważ nie spływa, nie zalewa skórek oraz nie kurczy się przy końcówkach. Hybryda bardzo ładnie utwardza się w lampie, a przy tym się nie marszczy. Produkty z serii Cat Eye mają w sobie połyskujące drobinki, które zmieniają swoje położenie w charakterystyczną pręgę, która jest zależna od przyłożonego magnesu.

Pigmentacja: Na wzorniku możecie zauważyć tylko jedną warstwę lakieru, który dzięki mocnej pigmentacji kryje w 100%. Z lewej strony znajduje się hybryda bez kociego efektu, po prawej z użyciem magnesu. Uważam, że nałożenie pojedynczej warstwy zupełnie wystarczy, aby manicure wyglądał efektownie.

Trwałość: Na bazie Silcare Garden of Color każdy produkt trzyma się aż do ściągnięcia.
Hybryda przez ten cały czas wygląda zjawiskowo, a jedynym minusem jest widoczny odrost.
Nie straszne jej prace domowe lub długie moczenie dłoni we wodzie, ponieważ produkt nie ściera się nie końcach, nie pęka i nie odkleja się od płytki paznokcia.

Utwardzanie: Produkt utwardza się bezproblemowo w lampie UV przez okres 2 minut lub w lampie LED- 30 sekund. Po upływie tego czasu hybryda jest gotowa do następnych etapów.

Usuwanie: Ze względu na żelową bazę, każdą hybrydę usuwam przy pomocy frezarki i pilnika. Jest to zdecydowanie szybszy sposób niż moczenie w acetonie.
Producent jednak zapewnia, że lakier (przy użyciu rozpuszczalnej bazy) można usunąć przy pomocy płynów.
Odcienie: W swoich zbiorach posiadam aż 8 lakierów z efektem Cat Eye (na wzorniku zabrakło soczystej czerwieni oraz żywej pomarańczy). Poza uroczym koralem z jasnoniebieską poświatą zdecydowałam się na totalne nowości. Przepiękne fiolety, granat i brąz pasują do jesiennych stylizacji. Koniecznie polecam sprawdzić ich odcienie, ponieważ firma posiada mnóstwo kolorów, które dodają uroku każdemu manicurowi.

Cena i dostępność: Ja wszelkie produkty Silcare kupuję w ich sklepie internetowym. Hybrydy i inne rzeczy są również dostępne w stacjonarnych drogeriach firmy. Cena za jedno opakowanie lakieru Cat Eye wynosi 11,99 zł, jednak kiedy polubimy ich profil na FB, mamy możliwość odbioru kodu rabatowego na -20% od kwoty regularnej. Dzięki temu koszt produktu zmniejsza się do ok. 10 zł.

Podsumowanie: Jestem niezwykle oczarowana efektem Cat Eye, który na paznokciach wygląda magicznie. Uważam, że lakiery są godne polecenia, ponieważ współpracują wzorowo, a do tego nie uczulają i nie sprawiają kłopotów podczas nakładania.
O ile się nie mylę, aktualnie w ofercie możemy znaleźć około 40 kolorów do wyboru.

Lubicie efekt Cat Eye?
Co o nim sądzicie?

wtorek, 26 września 2017

💻Jak zapanować nad blogiem? Pomysł na prezent dla zabieganych osób.💻

Pisanie postów sprawia mi masę radości, jednak planowanie nowych recenzji i pomysłów wymaga poświęcenia. Opracowałam kilka porad dla zabieganych, aby blogowanie było przyjemnością, a nie walką z czasem. Zauważyłam, że planowanie wprowadziło kilka pozytywnych zmian w moim życiu, dzięki nim jestem zorganizowana i mam czas na własne hobby.
Jak zapanować nad blogiem?
1. Dla zabieganych najlepszą opcją jest "AUTOMATYCZNA PUBLIKACJA". Dzięki niej zaplanowane posty pojawiają się regularnie, nawet jeśli nie korzystamy z komputera.
Osobiście lubię w weekend zasiąść z ciepłą herbatą przed ekranem i napisać kilka opinii, które są regularnie dodawane.
Muszę przyznać, że jest to także mój sposób na brak weny, ponieważ nie zawsze mam ochotę na pisanie, a bardzo chcę podzielić się moimi spostrzeżeniami na temat kosmetyków.

2. Poświęć czas na zdjęcia. Nie posiadam profesjonalnego sprzętu, więc sięgam po mojego Nikona zawsze wtedy, gdy na zewnątrz jest dobre oświetlenie. Zabieram wtedy ze sobą masę produktów, ponieważ zbliża się jesienna i zimowa pogoda, co wiąże się ze słabym światłem. Latem i wczesną jesienią staram się zrobić jak najwięcej zdjęć, aby przetrwać kilka chłodnych miesięcy.
Dawniej rezygnowałam z pisania recenzji ze względu na brak zdjęć (lub czasu na ich zrobienie), obecnie robię je na bieżąco, dzięki temu nie muszę martwić się o brak pomysłów na nowy post.

3. Kalendarz w telefonie. Pomaga mi w zaplanowaniu postów związanych ze współpracą. Firmy często wyznaczają termin na przetestowanie produktów, dlatego też w planerze kilka dni przed wyznaczoną datą piszę opinię "na brudno", a następnie staram się ją dopracować. Dzięki temu nie przeoczycie wyznaczonej daty, ponieważ mało kto lubi spóźnialskich.
4. Notes. Raz na jakiś czas zabieram się za porządki w kosmetykach, dodatkowo spisuję produkty, które jeszcze nie doczekały się recenzji. Co miesiąc zapisuję w nim statystyki, najpopularniejsze wpisy oraz uwagi.
Fajnym pomysłem będzie również zagospodarowanie strony dla spontanicznych pomysłów.
Często spisuję swoje wolne myśli, aby w czasie nudy stworzyć z nich ciekawy artykuł.

Jeśli już o planowaniu mowa, to muszę pochwalić się moim spersonalizowym notesem, który otrzymałam dzięki uprzejmości My Gift DNA. Już kiedyś sprawiłam sobie poduszkę z wyhaftowaną literą M, po upływie kilku miesięcy nadal wygląda nieskazitelnie, pomimo tego, że śpię na niej co noc.
Teraz wybrałam oprawiony w granatowy materiał (do wyboru jest również fioletowy) notes z grawerem oraz własnym imieniem. Produkt skrywa w sobie 190 stron, które są na tyle grube, że nie przebijają przez nie kolorowe długopisy. Muszę przyznać, że produkt został wykonany z prawdziwą starannością i dokładnością, wygląda elegancko i porządnie.
Kwota produktu sięga 59,99 zł, do wyboru są oczywiście inne propozycje grawerów, uważam, że jest to genialny prezent dla zabieganych.

Jakie macie sposoby na ułatwienie blogowania?

poniedziałek, 25 września 2017

Czy warto zakupić podkład mineralny? Czym go nakładać? Produkt w odcieniu Warm Peach od Lily Lolo.

Najdłużej testowałam podkład mineralny Lily Lolo, ponieważ chciałam przekazać Wam jak najwięcej informacji i moich spostrzeżeń. Muszę przyznać, że na bok poszły wszelkie produkty z drogerii, ponieważ moja cera zaczęła się buntować i produkty mineralne były dla mnie wybawieniem.
O produkcie:
Jasny mineralny podkład o ciepłym kolorycie dla cery jasnej. Posiada naturalny filtr przeciwsłoneczny SPF 15. Jeden z najchętniej kupowanych jasnych odcieni podkładu.

Nasz wyróżniony podkład*:
-nie zawiera drażniących substancji chemicznych, nanocząsteczek, parabenów, tlenochlorku bizmutu, talku, sztucznych barwinków, wypełniaczy, syntetycznych substancji zapachowych i konserwantów
-bezzapachowy
-zawiera naturalny filtr przeciwsłoneczny SPF 15
-wodoodporny i niezwykle wydajny
-lekka, jedwabiście gładka konsystencja
-dzięki możliwości aplikacji kilku warstw zapewnia doskonałe krycie, przy czym jednocześnie pozwala skórze oddychać
-nada promienny wygląd Twojej cerze: podkłady mineralne Lily Lolo odbijają światło zmniejszając tym samym widoczność drobnych zmarszczek i przebarwień
-100% naturalny
-może być używany przez wegetarian i wegan

Jak go nakładać?
Krok 1
Pamiętaj o nawilżaniu. Nałóż swój ulubiony krem nawilżający i daj swojej skórze kilka minut na jego wchłonięcie. Dzięki temu zyskasz pewność, że podkład będzie nałożony równomiernie.

Krok 2
Wysyp odrobinę podkładu na pokrywkę lub miseczkę. Następnie „wmasuj” wysypany proszek w pędzel typu Kabuki (użycie odpowiedniego pędzla jest niezwykle ważne. Twój pędzel powinien mieć gęste, sprężyste włosie. Dzięki temu aplikacja będzie prostsza a zużycie podkładu mniejsze). Uważaj jednak by nie nabrać zbyt dużej ilości produktu, wystarczy naprawdę odrobina. Ostrożnie strzep nadmiar proszku z pędzla.

Krok 3
Zacznij od środkowej części twarzy. Podkład nakładaj kolistymi ruchami i delikatnie „wmasowuj” go w skórę. Powtarzaj krok 2 i 3 aż do uzyskania satysfakcjonującego efektu (2-3 cienkie warstwy).

Skład:
MICA, ZINC OXIDE [+/- CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE), CI 77492 (IRON OXIDE), CI 77491 (IRON OXIDE), CI 77499 (IRON OXIDE)].
Opakowanie: Plastikowy słoiczek o pojemności 40 ml mieści w sobie 10 g podkładu. Całość została oczywiście zabezpieczona papierowym pudełeczkiem, szata graficzna jest prosta, minimalistyczna, aczkolwiek cieszy moje oko. Wewnątrz znajduje się sitko, przez które możemy wydobyć odpowiednią ilość produktu. Pod spodem oczywiście znajdziemy naklejkę z opisem kosmetyku, widnieją na niej najważniejsze informacje.
Opakowanie jest bardzo solidne i przetrwało liczne upadki i podróże w czeluściach kobiecej torebki.

Konsystencja: Produkt ma postać świetnie zmielonego pyłu. Lekka konsystencja nie podkreśla zmarszczek oraz nie wchodzi w załamania skóry. Mam wrażenie, że podczas "noszenia" moja twarz oddycha.
Ważną informacją jest fakt, że przed nałożeniem produktu mineralnego należy odpowiednio zadbać o cerę i ją nawilżyć, aby podkład wyglądał nieskazitelnie i nie podkreślał suchych skórek.

Trwałość: Jestem posiadaczką cery mieszanej, która latem zmienia się w tłustą. Obawiałam się o jego trwałość, ponieważ o tej porze roku żaden produkt na mojej twarzy nie wyglądał dobrze po kilku godzinach. 
Już od pierwszego użycia byłam nieziemsko zaskoczona, że podkład przetrwał gorące powietrze oraz moją skórę. Po upływie 8-9 godzin od nałożenia zauważyłam, że mój nos lekko się świecił, co uważam za jego sukces.
Teraz przyszła jesień, więc trwałość będzie jeszcze lepsza, ponieważ pożegnałam tropikalne warunki i nadaktywnie pracujące gruczoły łojowe.
Odcień: Jestem posiadaczką podkładu w kolorze Warm Peach, który posiada żółte tony. Te pięknie kryją moje czerwone naczynka. Moja wersja jest dedykowana dla posiadaczek jasnej karnacji o ciepłym kolorycie.
W swojej ofercie sklep Costasy posiada aż 18 odcieni. Ogromnym plusem jest fakt, że w tej grupie znajdziemy produkty neutralne, a także o ciepłych i chłodnych tonach.

Cena i dostępność: Duże opakowanie kosztuje 81,90 zł, za mniejszą wersję o wadze 0,75g zapłacimy 10,90 zł. Jest to dobra wiadomość dla osób poszukujących odpowiedniego odcienia, ponieważ można zamówić kilka próbek i dobrać perfekcyjnie pasujący podkład.
Firma Costasy jest wyłącznym dystrybutorem kosmetyków mineralnych marki Lily Lolo w Polsce, więc produkty Lily Lolo można zamówić w ich sklepie on-line.
Poziom krycia: Pierwsza warstwa jest w stanie ukryć drobne niedoskonałości, jednak ten poziom można stopniować poprzez dokładanie kolejnych. Po nałożeniu podkładu otrzymujemy niemal matowe krycie, skóra wygląda naturalnie i zdrowo.
Na zdjęciu u samej góry można zauważyć poziom krycia na nadgarstku (korektor+podkład), na dole z lewej widnieje sam korektor, a z prawej strony porównałam czystą skórę z tą pomalowaną. Na skórę naniosłam tylko jedną warstwę produktów.

Wydajność: Data ważności wynosi aż 24 miesiące, zapewne ze względu na jego dużą wydajność. Wystarczy mała ilość pyłu, aby zapewnić krycie i odpowiedni wygląd.
Podsumowanie: Na początku musiałam nauczyć się obsługi sypkiego podkładu, lecz z każdym użyciem byłam coraz bardziej zadowolona z rezultatu.
Produkt na twarzy wygląda świeżo, nie warzy się, nie ciemnieje oraz się nie ściera.
Na początku sądziłam, że cena jest dość spora, lecz ze względu na trwałość i wydajność zrozumiałam, że przez wiele miesięcy nie będę musiała kupować płynnych produktów. Dzięki temu zaoszczędzę sporo pieniędzy, ponieważ ciągle szukałam idealnego, drogeryjnego podkładu. Obecnie jestem zauroczona kosmetykiem w odcieniu Warm Peach i nie wyobrażam sobie, aby mogło zabraknąć go w mojej kosmetyczce.

Czym nakładać podkład? O pędzlu Super Kabuki:
Pędzel Kabuki wykonany jest z najlepszego gatunkowo syntetycznego włosia, które jest ultra miękkie. Idealny do nakładania naszego podkładu mineralnego.
-idealny do nakładania naszego podkładu mineralnego
-miękkie, syntetyczne włosie nie wypada tak jak naturalne oraz zapewnia gładką aplikację podkładu
-jest to pędzel bardzo dobrej jakości, dzięki któremu precyzyjnie nałożysz podkład
-całkowita wysokość pędzla to 70 mm, a samego włosia 40 mm
-może być używany przez wegan
Tak jak każdy produkty Lily Lolo, tak też pędzel został zapakowany w papierowe pudełko.
Właśnie tym solidnie wykończonym pędzelkiem nakładam podkład, ponieważ dzięki niemu można osiągnąć naturalny efekt. Produkt posiada syntetyczne, długie i niezwykle miękkie włosie, które nie sprawia kłopotów podczas mycia. Uważam, że sprawdza się naprawdę dobrze, ponieważ nie gubi włosia i fajnie współpracuje z sypkimi produktami.
Jego cena wynosi 91,90 zł i można oczywiście zamówić go w sklepie Costasy.

Używałyście podkładów mineralnych?
Co o nich sądzicie?

piątek, 22 września 2017

Idealny produkt dla posiadaczy tłustej i mieszanej cery. Oczyszczająca maseczka z minerałami z Morza Martwego od 7th Heaven.

Szaleję z recenzjami kosmetyków, ponieważ od najbliższego weekendu wracam do szkoły, przez co będę miała ograniczony czas na prowadzenie bloga. Postanowiłam podzielić się z Wami kolejną, już ostatnią opinią maseczki 7th Heaven o działaniu oczyszczającym.
O produkcie:
Przeznaczona do skóry mieszanej i tłustej. Minerały z Morza Martwego, usuwają zanieczyszczenia i odblokowują pory, pozostawiając skórę czystą, nawilżoną i promienistą.

Opakowanie: Zdecydowanie szata graficzna maseczki z minerałami z Morza Martwego jest moją ulubioną. Saszetka skrywa w sobie 20 g maski, dzięki czemu produkt jest wydajny i można podzielić się z nim, a tym samym urządzić mini spa wraz z siostrą lub przyjaciółką.

Konsystencja: Jasnoniebieska, delikatnie miętowa maź jest przyjemnie kremowa i gęsta, przez co rozprowadzanie jej po twarzy jest niezwykle przyjemne i odprężające. Produkt zastyga w krótszym czasie niż 15 minut, a przy okazji zmienia się w białą maskę. Podczas zmywania nie sprawia problemów, a przy tym nie podrażnia skóry.

Zapach: Produkt posiada typowy aromat, który towarzyszy kosmetykom z wykorzystaniem minerałów z Morza Martwego. Jest męski, przypomina mi wodę po goleniu.

Działanie: Uważam, że jest to idealny produkt dla osób, które mają problem z nadmiernym przetłuszczaniem skóry, ponieważ produkt skutecznie usuwa nadmiar sebum.
Glinka zawarta w składzie genialnie oczyszcza skórę z wszelkich zanieczyszczeń, pozostawia ją niezwykle gładką i miękką w dotyku.

Cena i dostępność: Kosmetyki 7th Heaven kosztują około 5-7 zł i już nie raz wspominałam, że są dostępne w drogeriach internetowych oraz stacjonarnych.

Podsumowanie: Wypróbowałam już masę produktów tej firmy i muszę przyznać, że ta spisała się u mnie rewelacyjnie. Sprawiła, że moja skóra wyglądała zdrowo i promiennie.
Uważam, że mazidła 7th Heaven są godne uwagi i często będę po nie sięgać.

Tutaj możecie znaleźć więcej recenzji:
Oczyszczająca maseczka do twarzy z miętą i drzewem herbacianym- KLIK
Nawilżające skarpetki do stóp- KLIK
Głęboko oczyszczająca maseczka z olejkiem herbacianym- KLIK
Miodowa maska regenerująca do włosów- KLIK
Czekoladowa maska do twarzy- KLIK
Maska peel-off z owocem granatu- KLIK
Maska peel-off z zieloną herbatą i imbirem- KLIK
Odżywcza maska w płacie z minerałami z Morza Martwego- KLIK
Kokosowa maska regenerująca do włosów- KLIK

Jestem ciekawa, którą wersję właśnie Wy wypróbowałyście, oraz którą lubicie najbardziej.

czwartek, 21 września 2017

Głęboko oczyszczająca maseczka z olejkiem arganowym od 7th Heaven. Hit czy kit?

W mojej kosmetyczce pozostały ostatki ze sporego zbioru mazideł 7th Heaven. Po gorącej i relaksującej kąpieli nabrałam ochoty na głęboko oczyszczającą maskę z olejkiem arganowym. Na początku byłam pewna, że przez olej będzie miała działanie nawilżające, więc jej właściwości wzbudziły we mnie prawdziwą ciekawość.
Czy jest warta zakupu? Dowiecie się tego w recenzji.
O produkcie:
Głęboko oczyszczająca maska z olejkiem arganowym przeznaczona jest dla skóry tłustej i mieszanej. W jej skład wchodzą; jagody acai, ziarna arganowca oraz owoce dzikiej róży. Zadaniem produktu jest oczyszczenie porów i zrównoważenie poziomu sebum na naszej twarzy.

Opakowanie: Zapewne większość osób zachwyca się szatą graficzną saszetki oraz bezproblemowym otwieraniem opakowania, ponieważ nie musimy używać do tego procesu nożyczek. Wewnątrz mieści się 15 ml mazi, która wystarcza mi na 2-3 zabiegi.

Konsystencja: Gęsta, kremowa maska o beżowym odcieniu przypomina mi mocno kryjący podkład ze względu na odcień. Na twarzy wygląda niczym Dermacol, żartowałam z mamą, że ukrywa wszelkie niedoskonałości w 100%.
Produkt świetnie rozprowadza się po twarzy, po upływie 15-20 minutach zmienia swój kolor na biały i nie sprawia problemów podczas zmywania.

Zapach: Ciężko mi go określić, jest lekko perfumowany i całkiem przyjemny.
Nie jest do końca naturalny, lecz mnie to nie przeszkadza.

Działanie: Maska po zastygnięciu nie powoduje ściągnięcia skóry, a po zmyciu jej nie podrażnia. Skóra na twarzy jest za to cudownie oczyszczona i świeża, bije od niej niesamowity blask. Głęboko oczyszczające mazidło świetnie sprawdzi się w przypadku osób posiadających cerę mieszaną i tłustą, ponieważ kosmetyk dobrze usuwa nadmiar sebum, dzięki czemu skóra przestaje się błyszczeć.

Cena i dostępność: Maseczki 7th Heaven są oczywiście dostępne w drogeriach stacjonarnych i internetowych, a ich cena wynosi 5-7 złotych.

Posumowanie: Jestem niesamowicie zadowolona z efektu, skóra jest niesamowicie gładka i miękka, uważam, że produkt idealnie sprawdzi się przez ważnymi wyjściami. Maska arganowa sprawia, że skóra wygląda fantastycznie, a dodatkowo jest przygotowana pod precyzyjny makijaż.

Lubicie maseczki oczyszczające?
Którą firmę i wersję polecacie najbardziej?

środa, 20 września 2017

☕Za co kocham jesienną pogodę? Trzy gorące napoje i masa filmowych propozycji.☕

Dziś luźny post, zdecydowanie odbiegający od kosmetycznych porad i recenzji. O tej porze roku pogoda jest wręcz depresyjna, ciągle pada i jest zimno. Nie ma nic lepszego niż gorąca herbata lub kawa, a do tego świetny film lub serial. Ostatnio przez brak czasu zaniechałam pisanie #Niekosmetycznych ulubieńców tygodnia, jest mi z tego powodu przykro, więc dziś podam kilka ciekawych propozycji, a w najbliższym czasie wracam z serią.
Po małych perypetiach dotarła do mnie przesyłka. Dzięki uprzejmości Tea Rebels mogłam wybrać trzy, różne produkty, więc bez wahania wybrałam dwie herbaty i kawę dla siostry.
O TR czytałam na wielu blogach, więc ucieszyłam się z możliwości wypróbowania asortymentu. Marka oferuje ciekawe połączenia smaków, sama wybrałam owocową herbatkę Hips Tea, Gray Black oraz kawę o aromacie kokosa.
O herbacie Hips tea:
Herbata owocowa oparta na mieszance owoców: dzika róża, czarny bez, rodzynki, maliny z dodatkiem bławatka.

Każdy jest niepowtarzalny. Osoba to złożenie wielu cech, wielu pasji, namiętności, ale też wad i słabości. Otwierając się na człowieka takim, jakim naprawdę jest, z całym jego charakterem, możesz naprawdę go poznać.
Niektórych ludzi można poznać po tym, o piją. Hipstea to herbata owocowa o nieprzeciętnym smaku, dedykowana dla tych, którzy lubią czuć się jedyni na świecie. W końcu każdy taki jest, ale nie każdy takim się czuje.
Jestem zauroczona papierowymi pudełeczkami, które skrywają 70 g suszu. Przeźroczysta, foliowa saszetka skrywa w sobie herbatę oraz dodatki, które są widoczne gołym okiem.
Po zaparzeniu woda barwi się na bordowo dzięki hibiskusowi. Herbata nabiera niezwykłego aromatu oraz smaku, który jest wręcz wyborny.
O herbacie Gray Black:
Smak Earl Greya miesza się z nutami pomarańczy, bławatka i cytryny.

Świat jest miejscem walki.
Ci, którzy pragną coś na nim znaczyć, są skazani na zmaganie się z nim. Harmonijne życie jest fatamorganą, drogą donikąd. Jeżeli wpadnie ci do głowy pomysł o stabilizacji, ten świat cię pożre, zmiażdży swoimi zębiskami i wypluje doszczętnie zniszczonego. Żeby przeżyć dobrze to życie musisz podróżować. Nie, nie koniecznie z miejsca na miejsce. Musisz podróżować od tych dziedzin, w których nie możesz już nic zdziałać do tych bardziej obiecujących. Zmagaj się z przeciwnościami, nawet jeśli oznacza to nieludzki wysiłek.
Ta wersja jest moim faworytem. Opakowania produktów przyciągają wzrok, a ciekawy opis i skład zachęcają do zakupu. Bardzo polubiłam herbatę Earl Grey, która dzięki dodatkowi cytrusów jest perfekcyjnym napojem na chłodny, jesienny dzień.
O kawie:
Kawa rozpuszczalna o aromacie kokosów.

Budzik. Rozpoczyna się kolejny, męczący dzień. Tęsknisz za czasami dzieciństwa i studiów, kiedy można było pospać troszkę dłużej. Wiesz, że bez kawy nie dasz rady. Zresztą: kto daje?
Filiżanki kawy na rozbudzenie nie trzeba reklamować. Dlaczego jednak nie wzbogacić smaku poranka? Orzeźwiający kokos będzie chyba najlepszą nutą dla tej pory dnia.

Kawa natomiast umieszczona jest w puszce, która skrywa w sobie 60 g drobno zmielonego, brązowego pyłu. Aromat kokosa jest na tyle mocny, że czułam go po otwarciu opakowania, chociaż kawa była zapakowana w srebrną, foliową saszetkę.
Produkt oczywiście rozpuszcza się w 100%, dzięki czemu można wykorzystać go również do Ice coffee, dzięki niezwykłemu, kokosowemu dodatkowi.

Podsumowanie: Obawiałam się, że herbaty będą niewydajne, lecz dzięki mocnemu aromatowi i smakowi wystarczy mała ilość suszu, aby napój był przepyszny. W ofercie sklepu znajduje się również wiele wersji oraz pojemności, każdy znajdzie coś dla siebie.
Kawy zaś są dla mnie prawdziwym zaskoczeniem, w asortymencie Tea Rebels dostępna jest również wersja z bananem, cytryną, czekoladą, gruszką itd. Naprawdę warto ich wypróbować, ponieważ takie połączenia są niedostępne w większości sklepów stacjonarnych.
Aromatyczne i pełne smaku napoje przypadły mi i mojej rodzinie do gustu w 100%.

Propozycje filmowe:
I nie było już nikogo (2015)
Mini serial powstał na podstawie książki o tym samym tytule, którą napisała świetna Agatha Christie. Produkcja trwa prawie 3 godziny, uważam, że jest to bardzo udany kryminał. Dziesięcioro ludzi dostaje zaproszenie do domu państwa Owen, który znajduje się na wyspie. W jadalni na stole znajduje się taca, na której stoją figurki, a te powoli znikają. Ich brak oznajmia fakt, że ktoś zginał lub zaraz straci swoje życie. Ekranizacja trzyma w napięciu do ostatnich sekund, każdy jest podejrzanym.

Złodziejka książek (2013)
Dziewczynka trafia do rodziny zastępczej, a akcja rozgrywa się w okresie trwania II wojny światowej. Mała Liesem podczas podróży traci swojego braciszka, podczas jego pochówku kradnie grabarzowi jego poradnik, przy którym uczy się sztuki czytania. Osobiście cała historia mnie zaciekawiła, chociaż wiem, że nie każdemu przypadnie do gustu wojenna tematyka.

Confess (serial z 2017)
Serial poznałam dzięki pewnej dziewczynie z Instagrama, która poleciła mi kilka ciekawych pozycji filmowych. Produkcja powstała na podstawie książki Colleen Hover i opowiada o rozwijającej się znajomości uroczej Auburn oraz Owenie. Mężczyzna jest malarzem, który przenosi anonimowe wyznania ludzi na płótno. Z czasem rodzi się między innymi uczucie, jednak w ich życiu pojawiają się pierwsze kłody i utrudnienia. Żałuję, że powstało tylko 7 odcinków, które trwają po 20 minut.

Aż do kości (2017)
Ellen jest anorektyczką, która nie widzi problemu w swojej niskiej wadze. Przez swoich bliskich zostaje zmuszona do podjęcia terapii, która zmienia jej życie. Poruszający film, który opowiada o strasznej chorobie, jaką jest zaburzenie odżywiania.

Azyl (2017)
Film poleciła mi siostra, a opowiada on o małżeństwie, którzy są opiekunami w Zoo. Para przez czas trwania wojny ukrywa Żydów.

October Baby (2011)
Przez nasilające się problemy zdrowotne nastolatka dowiaduje się, że została adoptowana, a dodatkowo przeżyła nieudaną próbę aborcji. Postanawia wyruszyć w podróż, ponieważ chce poznać swoją biologiczną matkę. Produkcja jest zainspirowana prawdziwymi zdarzeniami.

Niech będzie teraz (2012)
Tessa jest chorą na białaczkę dziewczyną. Z każdym dniem jej stan zdrowia się pogarsza, dlatego przerywa leczenie i pragnie spełnić swoje marzenia.

Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (2016)
Prawdziwy raj dla fanów magii. Historia rozpoczyna się w latach 20 dziewiętnastego wieku i opowiada o czarodzieju, którego celem jest poznanie magicznych stworzeń. Newt Scamander podczas bardzo krótkiej podróży do Ameryki sprawił masę kłopotów. Już nie mogę doczekać się kolejnej części, która ma ukazać się za rok.

Dziewczyna z portretu (2015)
Pozostaję przy cudownym Eddiem, które uwielbiam jako aktora. W tym filmie odegrał znakomitą rolę malarza, który przez całe życie czuje się kobietą. Historia jest zainspirowana prawdziwymi losami pary, która musiała zmierzyć się z mnóstwem problemów.

Znacie produkty Tea Rebels?
Który film Was szczególnie zaciekawił?

wtorek, 19 września 2017

💅Co sądzę o nowej jakości lakierów hybrydowych Claresa?💅

Prawie 3 tygodnie temu dotarł do mnie pakunek od firmy Claresa, która poszukiwała blogerek do testów. Uwielbiam nowości, więc z prawdziwą chęcią zgłosiłam swój udział i udało mi się zakwalifikować do testów. Wewnątrz ładnie zapakowanego podarku znalazłam bazę oraz top, a także dwa kolory, cleaner (który moim zdaniem pachnie owocami) i remover.
Mój zestaw wykorzystała jeszcze tego samego dnia i po kilku tygodniach powracam z moimi spostrzeżeniami.
O lakierze z serii Pastel Touch 004 Yellow Bananas:
Pastel Touch to pastelowy niezbędnik w każdym kuferku. 7 subtelnych odcieni przywodzących na myśl same słodkości. Rozsmakuj się i wybierz swój ulubiony:
- Pink Blink – delikatny dziewczęcy róż,
- Summer Peach – orzeźwiająca słodka brzoskwinia,
- Lollipop Dreams – mlecznoróżowy cukierek,
- Scuba Blue – błękit z nutą jasnej mięty,
- Tropical Forest – zieleń w niezwykle kremowym wydaniu,
- Ice Baby – lodowy błękit prosto z Bieguna Północnego,
- Yellow Bananas – pełen łagodnych tonów słoneczny odcień żółtego.

Lakiery hybrydowe to idealne rozwiązanie dla każdej kobiety, której zależy na długotrwałym efekcie zadbanych dłoni. Specjalna formuła lakieru sprawia, że poprawnie wykonany manicure i pedicure utrzymuje się przez 2-3 tygodnie, nie odpryskuje i zachowuje blask aż do momentu zdjęcia. Na lakier można zastosować top nadający połysku lub dający matowy efekt, a paznokcie ozdobić w dowolny sposób.

O lakierze 301 Green Rabbit:
Hybride UV/LED Nail Polish marki Claresa to lakier przeznaczony do zabiegów manicure/pedicure hybrydowego. Opatentowany skład produktu zapewnia trwałość oraz wysoką jakość zabiegu. Odpowiednie nasycenie lakieru barwnikiem oraz konsystencja gwarantuje całkowity efekt krycia oraz łatwość aplikacji. Nigdy wcześniej manicure hybrydowy nie był tak łatwy i przyjemny! Dzięki szerokiej gamie kolorystycznej odkryj swój ulubiony kolor już dziś!
-Trwałość do 3 tygodni
- Łatwo i szybko usuwalny
- Nie odpryskuje
- Bezpieczny dla każdego rodzaju płytki
Opakowanie: Na etykiecie znajdziemy wszelkie informacje, a czarne buteleczki mieszczą w sobie 7 ml lakieru hybrydowego. Kolorowa naklejka oraz oznakowanie trzonka pędzelka jest odpowiednikiem koloru malowidła, ułatwia to poszukiwanie produktu.
Szata graficzna jest prosta, aczkolwiek przyciąga wzrok. Buteleczki są stabilne, nie przewracają się podczas malowania.
Pędzelek: Krótkie włosie jest dość elastyczne, ładnie dociera do najmniejszego miejsca na paznokciach. Trzonek jest odpowiednio długi, więc trzymanie go w dłoni jest bardzo komfortowe.
Konsystencja: Zarówno 004, jak i 301 posiadają średniogęstą konsystencję. Na samym początku musiałam się do niej przyzwyczaić, ponieważ zawsze wybierałam gęste produkty.
Podczas malowania obawiałam się, że lakiery mogą się kurczyć lub rozlewać, na szczęście nic nie miało miejsca. Hybryda ładnie się poziomuje, nie tworzy smug, oraz nie marszczy się podczas utwardzania.
Dzięki konsystencji nakładane warstwy są mega cienkie, a paznokcie wyglądają jak pomalowane zwykłym lakierem, ponieważ nie są grube.

Pigmentacja: 004 wymaga położenia 3 cienkich warstw, 301 kryje już przy 2 warstwach.
Uważam, że pigmentacja jest całkiem dobra, zwłaszcza że są to jasne pastele.

Trwałość: Muszę przyznać, że dopuściłam się pewnych eksperymentów. Na kilka paznokci nałożyłam moją ulubioną bazę od Silcare, a na pozostałe produkt Claresa i muszę przyznać, że nie widzę różnicy. Po prawie 3 tygodniach lakier wygląda dobrze, nie odprysnął, nie popękał, nie zabarwił się oraz nie stracił swojego nasycenia. Produkt podczas intensywnych testów (sprzątanie, gotowanie, mycie naczyń bez rękawiczek) nie starł się z końcówek oraz nie uległ zniszczeniu. Hybrydy ładnie współpracują z produktami innych firm, ale po co ich używać, skoro zalecana baza świetnie sobie radzi?

Sposób ściągania: Oczywiście do usunięcia starej stylizacji można użyć specjalnego removera i metody foliowej lub ściągnąć ją przy pomocy frezarki.

Utwardzanie: Cieszę się z faktu, że lakier można utwardzać w lampie UV (przez 2 minuty) lub LED (30 sekund).

Moje odcienie: 004 to cudowny pastelowy banan, który już dawno chciałam mieć w swojej kolekcji. Ładne, żółte tony są bardzo uniwersalne i współgrają z większością innych kolorów.
301 to typowo morski pastel lub ciemna mięta. Odcień tworzy przepiękną bazę do srebrnych stempelków.
Cena i dostępność: Jestem pozytywnie zaskoczona faktem, że jedno opakowanie kosztuje tylko 19,99 zł. Można zakupić je stacjonarnie w drogerii Natura, sklepie Auchan, lub na stronie producenta.

Podsumowanie: Słyszałam o nich wiele opinii i miałam mieszane uczucia, dopóki ich nie poznałam. Muszę przyznać, że sama jestem z nich zadowolona, ponieważ nie sprawiały mi najmniejszych kłopotów, nie uczuliły mnie i przez cały czas wyglądają perfekcyjnie (poza odrostem).

O bazie:
Żel podkładowy pod wszystkie lakiery hybrydowe UV/LED Nail Polish.
Maksymalnie zwiększa przyczepność lakierów hybrydowych do naturalnej płytki.
Utwardza się zarówno w systemie UV, jak i LED.

O topie:
Top kończący manicure hybrydowy lakier tworzący zewnętrzną warstwę wzmacniającą i chroniącą paznokcie hybrydowe.
Opakowanie: Opakowania są identyczne jak w przypadku kolorów, dobre oznakowanie sprawia, że nie mylę buteleczek. Spodobał mi się fakt, że producent na opakowaniu zamieścił słowo STEP (krok) na każdej butelce, więc osoby początkujące wiedzą, w której kolejności mają użyć danego produktu.

Pędzelek: Tutaj już możemy spotkać dłuższe włosie, które jest elastyczne i nabiera odpowiednią ilość produktu.

Konsystencja: Baza i top posiadają gęstą konsystencję, która świetnie trzyma się płytki, nie spływa z niej oraz się nie kurczy.

Podsumowanie: Baza zdecydowanie przedłuża trwałość lakierów, top zaś je chroni i cudownie nabłyszcza. Blask bije do nich aż do samego ściągnięcia. Uważam, że produkty są zgranym duetem.

Miałyście może lakiery Claresa? Co o nich sądzicie?

poniedziałek, 18 września 2017

Dlaczego pokochałam kosmetyki mineralne? Recenzja korektora Blush Away od Lily Lolo, który niweluje zaczerwienienia.

Żałuję, że wcześniej nie zwracałam większej uwagi na kosmetyki mineralne. Obecnie używam ich od dłuższego czasu, więc po recenzji różu przyszedł czas na korektor. Uważam, że jest to jeden z ciekawszych produktów w mojej kosmetyczce. Na jego rzecz całkowicie zrezygnowałam z kremowych kosmetyków ukrywających niedoskonałości i cienie.
O produkcie:
Matowy, zielony korektor, który idealnie tuszuje popękane naczynka, rumień oraz zaczerwienienia spowodowane trądzikiem różowatym lub nadmierną ekspozycją na słońcu. Kolor zielony dobrze maskuje wszelkie zaczerwienienia (zgodnie z paletą kolorów), dzięki czemu nawet cera z problemami nabierze gładkości i będzie wyglądała zdrowo.

Zielony korektor kamuflujący należy nakładać cienkimi warstwami na zaczerwienione miejsca na pierwszą warstwę podkładu mineralnego. Aplikuj go delikatnymi ruchami za pomocą pędzelka do korektora. Będziesz zachwycona naturalnym efektem, jaki pozwolą Ci uzyskać mineralne korektory.

-nie zawiera drażniących substancji chemicznych, nanocząsteczek, parabenów, tlenochlorku bizmutu, talku, sztucznych barwników i konserwantów
-bezzapachowy
-lekka, jedwabista konsystencja i beztłuszczowa formuła
-dzięki zawartości naturalnych składników, ma właściwości lecznicze i hamujące powstawanie nowych wyprysków
-matowe wykończenie
-100% naturalny
-może być używany przez wegan i wegatarian

Skład:
MICA [+/- CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE), CI 77492 (IRON OXIDE), CI 77007 (ULTRAMARINES)]
Jak dobrać korektor?
Ten inteligentny korektor poprawiający koloryt skóry perfekcyjnie kamufluje zaczerwienienia, ponieważ kolory zielony i czerwony są tzw. barwami dopełniającymi się, leżącymi naprzeciw siebie na kole barw.

Opakowanie: Korektor został umieszczony w minimalistycznym pudełeczku. Mały słoiczek o pojemności 20 ml mieści w sobie 4 g pyłu. Oczywiście małe opakowanie zostało zaopatrzone w sitko, przez które możemy wydobyć produkt. Jestem okropną sroką, lecz ta prosta szata graficzna bardzo przypadła mi do gustu, ze względu na eleganckie i matowe wykończenie.

Konsystencja: Korektor o nazwie Blush Away to świetnie zmielony proszek o jasnym, białym odcieniu, który ma lekko zielone zabawienie. Dzięki temu produkt skutecznie niweluje naczynka.

Sposób nakładanie: Najlepszy rezultat można otrzymać podczas nakładaniu przy pomocy
pędzla, który posiada gęste włosie. Ułatwia on aplikację sypkich kosmetyków mineralnych.

Poziom krycia: Żałuję, że mój aparat wyzionął ducha i nie mogę pokazać rezultatu na zdjęciu.
Musicie jednak uwierzyć, że produkt już przy nałożeniu pierwszej, cienkiej mgiełki jest w stanie zakryć zaczerwienienia, niedoskonałości i popękane naczynka. Oczywiście można stopniować poziom krycia poprzez nakładanie kolejnych warstw.
Nakładam go również pod oczami, świetnie maskuje cienie. Pomimo zielonego odcienia, korektor wygląda bardzo naturalnie. Matowe wykończenie jest zbawienne, ponieważ moja strefa T w okresie wakacyjnym mocno mi dokuczała. Dzięki nałożonemu produktowi skóra przez dłuższy czas wyglądała nieskazitelnie.

UPDATE: Udało mi się uratować aparat i zdjęcie z regultatem dodam przy okazji recenzji podkłady mineralnego.

Cena i dostępność: Za całkiem spore opakowanie zapłacimy 51,20 zł. Oczywiście można zamówić go w sklepie internetowym Costasy, gdzie znajduje się masa świetnych produktów Lily Lolo.
Wydajność: Dzięki sypkiej konsystencji produkt jest wyjątkowo wydajny, już mała ilość wystarczy, aby zakryć problematyczne rejony.

Trwałość: Nakładając produkty mineralne czuję się swobodnie, ponieważ w ciągu dnia nie martwię się o poprawki. Od samego nałożenia aż do demakijażu widzę, że moja skóra wygląda przyzwoicie.

Podsumowanie: Nigdy nie sądziłam, że zaprzyjaźnię się z kosmetykami mineralnymi. Produkt sprawia, że skóra wygląda naturalnie, ponieważ nie tworzy efektu maski. Należy jednak pamiętać, aby regularnie usuwać stary naskórek i odpowiednio nawilżać skórę, aby produkt nie podkreślił suchych skórek.

Lubicie kosmetyki mineralne?
Co o nich sądzicie?
Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.