Nie pamiętam, kiedy ostatni raz używałam błyszczyków. Było to zapewne na początku technikum, kiedy pod nosem miałam kilka drogerii. Z czasem, gdy moje włosy rosły, zrezygnowałam z nich, bo denerwowało mnie ciągle przyklejanie pasm do lepkich ust.
Kilka tygodni temu przywędrował do mnie produkt marki Manhattan, który przywędrował do mnie aż z Niemiec.
Opakowanie, jak i nazwa są identyczne jak w przypadku Rimmel Oh My Gloss. Mam wrażenie, że Manhattan bardzo często kopiuje pomysły innych firm.
Plastikowa tubka posiada precyzyjny, płaski aplikator, który z łatwością nakłada połyskujący błyszczyk.
Konsystencja nie jest za rzadka ani za gęsta. Niestety, gdy nałożymy go za dużo potrafi smużyć. Nudziak podkreśla załamanie ust, więc najlepiej nakładać go na konturówkę lub inną szminkę. Niekiedy rozcieram go palcem, aby efekt był naturalniejszy.
Błyszczyk niestety nie należy do najtrwalszych, ponieważ po godzinie nie ma po nim śladu.
Producent zapewnia, że kosmetyk posiada właściwości pielęgnujące dzięki dodatkowi olejku arganowego i witaminy E. Muszę się zgodzić z tą obietnicą, ponieważ wargi faktycznie miękkie i gładkie, dodatkowo połyskująca tafla wcale się nie klei.
Kosmetyk występuje aż w 6 wariantach kolorystycznych, zaczynając od nudziaków po róże i czerwienie. Każdy z nich zawiera delikatne, połyskujące drobinki, które tworzą błyszcząca taflę.
Ja posiadam najjaśniejszą wersję, czyli Beige Babe.
Połyskujący shimmer jest na tyle subtelny, że makijaż nie wygląda tandetnie i nie połyskuje niczym kula dyskotekowa.
Jego kolejnym minusem może być fakt, że dostępny tylko w zagranicznych drogeriach. Nie znalazłam go w naszym Rossmannie.
Czy się do niego przekonałam? Polubiłam go chociaż musiałam nauczyć się z nim współpracować. Trzeba go porządnie rozetrzeć, aby rezultat wyglądał rewelacyjnie.
Lubicie błyszczyki?
Jeśli tak to jakie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz jest dla mnie ważny, dzięki Tobie pisanie recenzji ma sens.