Jak wspominałam, od piątku wybyłam się na małe wakacje na drugi koniec Polski. Uczestniczyłam w pięknym ślubie i genialnym weselu. Jak każda kobieta chciałam poczuć się kobieco i czarować makijażem. Aby mieć pewność, że makijaż nie spłynie, wybrałam matową pomadkę numer 1 Million Dollars Lips.
Słyszałam o nich wiele opinii i chciałam przetestować ją na własnych ustach.
Niestety mój Rossmann miał spore zaległości i dopiero po miesiącu ukazały mi się uzupełnione półki w szafie z malowidłami.
O produkcie:
Matowa pomadka do ust z długotrwałą formułą. Doskonała, aksamitna konsystencja gwarantuje precyzyjne pokrycie. Matowe wykończenie sprawia, że usta wydają się pełne, wyraziste i kuszą swoim urokiem. Bądź gotowa na spektakularny efekt matowych ust! Dostępna w 4 kolorach.
Pomadka posiada bardzo przyjemny wygląd, który nie wygląda tandetnie. Czarno złote opakowanie jest wykonane z porządnego plastiku i nie groźne mu długie podróże.
Aplikator posiada idealną wielkość i z łatwością możemy wyrysować kształt ust. Nie potrzebujemy dodatkowej konturówki, aby nasze wargi prezentowały się jak milion dolarów.
Malowidło numer 1 nadaje się zarówno do codziennych, jak i wieczorowych makijaży. Bardzo brudny róż wpada w fiolet i o dziwo nie wyglądam w nim trupio. Po zaschnięciu odcień staje się odrobinę ciemniejszy, ale tak dzieje się z każdą matową szminką.
Do gustu przypadła mi kremowa i lekka konsystencja, która z łatwością rozprowadza się na ustach. Już po kilku sekundach zasycha i możemy cieszyć się uroczym odcieniem. Mogę śmiało stwierdzić, że produkt nie odbija się na szklankach oraz innych przedmiotach i tym samym nie musimy martwić się o ubrudzone okolice warg.
Przez kilka minut mamy wrażenie, że nałożony produkt lekko się lepi, lecz później "noszenie" jest o wiele bardziej komfortowe i bezproblemowe.
Mocny pigment już za pierwszym pociągnięciem pokryje nasze wargi. Nie należy jednak przesadzić z ilością nakładanych warstw, aby usta nie wyglądały sucho. Pomadki tego rodzaju mają to, co siebie, że podkreślają każde załamanie, ale o dziwo nie uwydatniają suchych skórek.
Największym plusem jest jednak niezawodna trwałość. Malowidło przetrwało syty obiad weselny, a usta wyglądały nieskazitelnie. Nawet tłusty rosół nie jest w stanie zniszczyć naszego makijażu.
Nie ukrywam, że jest to ogromna wygoda, ponieważ nie musimy kontrolować stanu naszej twarzy.
Producent zapewnia nas, że kosmetyk pozostaje na ustach tylko przez 4godziny, i co?!
BUJDA! Malowidło utrzymuje się o wiele dłużej, chociaż po 8godzinach, dwóch posiłkach i niezliczonej ilości wody, odcień pozostaje delikatnie jaśniejszy w kącikach ust.
Jak dla mnie rewelacja, a warto również wspomnieć, że to cudo kosztuje niewiele ponad 11zł.
Firma Wibo spisała się na medal i mam zamiar skusić się na uroczą fuksję.
Znacie może tego przyjemniaczka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz jest dla mnie ważny, dzięki Tobie pisanie recenzji ma sens.